Tymczasem zaloty panicza z przerażeniem obserwowała moja praprababcia. Była przekonana, że Waldemar chce wykorzystać Macię. Ci ludzie nie znają wstydu. Uważaj, żebyś nie została panną z dzieckiem – lamentowała. W noc przesilenia letniego rzucano wianki na wodę, aby przyszli mężowie mogli go wyłowić. Wianek Maci wyłowił Waldemar. Dla wszystkich to był znak, że są sobie pisani. Noc Kupały była uroczyście obchodzona, jak dzisiaj – Walentynki. Wszyscy życzyli świetnego losu Maci. Była bardzo lubianą panienką. Mówiono, że byłaby to dobra para – pisała babcia.
W końcu Waldemar poprosił ją o rękę. Zaręczyny mieli trzymać w tajemnicy, do czasu, aż on nie uzyska błogosławieństwa rodziców. W niedługim czasie wyjechał w sprawie rodzinnych interesów. Przy okazji miał się rozmówić z matką w sprawie zaręczyn.
Wieści od Waldemara i o Waldemarze nie było pół roku. Później przyjechał całkowicie odmieniony. Macia z początku nie wiedziała nic o jego przyjeździe. Nadal pracowała w pralni, więc los chciał, żeby przypadkiem się spotkali. Niestety, na uśmiech Maci i ciepłe słowa powitania, Waldemar zachował się nieuprzejmie, co więcej: potraktował dziewczynę, zupełnie jakby jej nie znał. Później ktoś jej powiedział, że młodzieniec zaręczył się z jakąś magnatką.
Macia wypłakała w poduszkę cały swój ból. Złośliwe dziewczęta docinały jej, że nie udało się wyjść panience ze wsi, w butach pełnych słomy, za szlachcica ze złotymi zębami. Dziewczyna miała jednak dalej swoją pogodę ducha i młodość, toteż Waldemar nie okazał się być jedynym starającym się. On był po prostu najlepszym, najwspanialszym z kandydatów. Macia zaś ze swoją urodą, dobrocią i rozumem, była adorowana nieustannie. Tęskniła jednak za swoim pięknym młodzieńcem.
Mijały lata i nawet w końcu moja prababcia wyszła za mąż. W niedługim czasie urodziła się moja babcia. Macia została w końcu sama z coraz bardziej upadającą na zdrowiu matką. Macia postarzała się, chociaż ciągle uważana była za piękną kobietę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz