sobota, 10 września 2011

Jestem, aż dokąd?







zaczęła się jesień.
zapukała dziś do jej okna.
blada, milcząca.
-proszę, wejdź.
zaparzyła herbatę jaśminową.
-nie, nie - powiedziała. - wolę coś mocniejszego.
uraczyła ją nalewką mamy S.
słuchały w kółko placebo
czytały wiersze Pawlikowskiej,
melancholijną prozę Poświatowskiej
od czasu do czasu z jednego albo drugiego policzka
kapało mokre małe kłamstewko
że niby nie są samotne.


(panno jesień, pojedźmy do Paryża.
jak w tamtym roku.
przynajmniej wśród tysiąca samotnych osób
bynajmniej nie zakochanych
czułyśmy się mniej samotne
i mniej niezakochane) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz