wtorek, 15 czerwca 2010

rozmowy. cz 2.



- jestem zakochana. byłam. jestem. nie wiem. chyba mam jakąś obsesję. jestem chora...
- pytanie - czy to choroba psychiczna czy fizyczna? - zapytał.
nareszcie zaczęła o tym mówić. bał się jej łez. inaczej, zrobiłby wszystko byleby ich nie było. ostatni wybuch był tak szokujący. nie wiedział, co bardziej nim wstrząsnęło: te łzy, czy postawa skulonego dziecka. ona nie była nigdy taka.
- obydwie. chcę przestać. chcę być zdrowa, wyleczyć się i żyć normalnie.
- gdzieś wyczytałem, że musiałabyś nawiązać nowy związek, albo nawet więcej niż jeden, aby zapomnieć o poprzednim.
- zabić klina klinem. to tak, jak próbować zabić zapach zgnilizny, pryskając słodkie perfumy. powstaje odór niesamowity!
- to zrób sobie rachunek sumienia, wypisz jego wady i zalety. to facet, zobaczysz, że więcej jest wad! pierdolić ich! - miał ochotę skręcić temu gościowi łeb.
- ja nie widzę żadnych 'ułomności'. śmieję się przez łzy, gdy nasuną mi się jakieś ewentualne braki.
- zaślepienie miłością. wybierz się do okulisty! - jego złość na tego debila, który ją skrzywdził, narastała.
- jestem aspołeczna. - westchnęła z rezygnacją.
- czemu?
- widzisz, nie potrafię nawiązać normalnych kontaktów międzyludzkich.
- dlaczego tak sądzisz?
- proste: należy to głównie zawęzić do płci przeciwnej. jesteś tak naprawdę jedynym facetem, z którym rozmawiam. a nie znam cię, telefoniczny głosie.
- ale skoro jesteś aspołeczna, jak twierdzisz, i zdajesz sobie z tego sprawę, to powinnaś wiedzieć co jest nie tak.
- dużo rzeczy robię źle. ale nie wiem czy chcesz tego słuchać.
- po to tutaj jestem, żeby ci pomóc.
- nie ufam facetom.
- wcale mnie to nie dziwi, droga stefo.
- nie potrafię z kimś zbyt długo porozmawiać, gdy ktoś mi się podoba. zaczynam idealizować i zamykam się w swoich dziwnych wizjach, nie chcąc poznać rzeczywistości...
zamyślił się. dziwne... ta feministka w głębi swojej duszy jest romantyczką! ech... powinien się domyślić! jak każda kobieta przecież!
-... no i w otoczeniu męskich spodni uaktywnia się mój feministyczny pierwiastek. i nie potrafię się go wyzbyć.
- czy tęsknisz za nim?
cisza.
- halo?
- tak. nie... nie.
- a może tutaj nie chodzi o prawdziwą potrzebę miłości?
- jeśli tak, to żal mi samej siebie.
cisza.
- w zasadzie to wiesz co? może faktycznie nikogo nie potrafię pokochać naprawdę... będę zawsze marzyła o wyidealizowanym ludwiku, mając co chwilę innego 'jego' w głowie.
- nie mów tak. nie znasz swojego losu. może jakiś 'on' cię odnajdzie...
- głosie, wiesz, z tym szukaniem, to tak, jak z czterolistną koniczyną. trudno ją znaleźć. niektórzy mają farta i znajdują kilkanaście, a niektórzy żadnej.
- ludzie na siłę szukają tej czterolistnej, ale gdy ją znajdą, okazuje się że jest ona taka sama, jak ta trzylistna, którą zawsze mieli pod ręką. tyle, że z czterolistną trzeba się więcej użerać. nie sądzisz?
- koniec lekcji filozofii na dziś. dobranoc.

koniec rozmowy na dziś. dobranoc...

2 komentarze:

  1. mam deja vu - czuję się jakbym czytała o mnie.
    tylko tej sprzed półtora roku. twarde zderzenie z rzeczywistością. ale nadal wierzę w romantyzm.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ droga Stefo...
    "(...) miłość jest najwyższym i najszlachetniejszym celem, do jakiego może dążyć człowiek".
    dlatego idź dalej. nie rysuj żadnych zobowiązujących map. po prost idź przed siebie.

    OdpowiedzUsuń