wtorek, 2 marca 2010

myślała o 2 ostatnich dobach. o 48 godzinach. 2888 minutach. serce nie biło jej mocniej, bo nie potrafiło zapomnieć przeszłości. a jednak coś się zmieniło. czy sprawił to czas, czy inne czary, coś się zmieniło.

mariemancini nie chciała być tą samą trzpiotką. los płatał jednak figle. nie mogła uwierzyć, że była w stanie bić się z chłopakiem, który oberwał bardziej niż ona. jeszcze dwa dni temu nie myślała o nim, czasem - przelotnie, w podświadomości gruzów przeszłości.

w sumie sama zaczęła, mówiąc, że jest nieogarnięty. szturchnął ją lekko książką, na co ona dała mu kuksańca parasolem. później wielokrotnie, śmiejąc się i próbując pozbyć się złych emocji, zaczepiali się. a to wszystko na oczach drugiego kolegi, który na szczęście pomógł jej w inteligentnych komentarzach.

śmiała się potem sama z siebie. muza Kalipso śmiała się z niej również, stojąc jak zwykle nieruchoma na postumencie. śmiały się obie. Euterpe zaś złapała się za głowę i tylko rozpogodzonym spojrzeniem mierzyła rozchichotane panny.

do końca dnia obserwowała reakcje ludzkie na wiadomość, że pobiła się z jej "wrogiem". śmiała się tłumacząc, że niebezpieczeństwo tym razem jej nie grozi.

w nocy z niewiadomych przyczyn śniła jej się hinduska znajoma. to było dziwne i niespodziewane. może tak bardzo chciała z nią porozmawiać, przytulić, zobaczyć Indie i czuć się sobą. może...

rankiem była zła na budzik, który zadzwonił za wcześnie.
-to nie ja Cię budzę za wcześnie, tylko ty chcesz pospać później. - odburknął do niej niezadowolony.
bała się, że teraz obraził się nie na żarty i nie będzie jej pomagał.
-jeszcze tego by mi brakowało! - westchnęła.

w szkole starała się przeżyć. cały czas, powoli do przodu. na jednym ramieniu siedział niezadowolony gnom, na drugim zaspany elf. ale ona była wróżką.

i znów stało się coś nieoczekiwanego. widząc, że schodzi ze schodów, zostawiła koleżankę i wróciła się do tablicy ogłoszeń. podszedł do niej i zaczął ją zaczepiać. być może pogrążyliby się w rozmowie, gdyby nie przeszkodziła im jej koleżanka. odskoczył jak oparzony, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek widział ich rozmawiających ze sobą. patrzył się za nią później jak odchodziła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz