niedziela, 10 marca 2013

dawny sen - historia współczesnego Pigmaliona

śniło mi się, że byłam studentką ASP na wydziale rzeźba. w śnie śniłam sen, w którym widziałam bardzo wyraźnie twarz przystojnego mężczyzny. tak bardzo ten obraz mnie poruszył, iż na jawie postanowiłam go wyrzeźbić. 

minął tydzień. spałam na prowizorycznym łóżku przy moim dziele. całymi dniami i nocami rzeźbiłam postać, razem z jej zmarszczkami, wystającymi żyłkami, znamionami. wyglądał jak żywy człowiek. gdy zobaczyłam swój efekt, pomyślałam, że to przykre, iż nigdy nie będę mu w stanie wyrzeźbić serca, którym mógłby kochać. kogo? mnie. byłam współczesnym Pigmalionem tęskniącym za swoją Galateą. niestety, moja rzeźba nie mogła czuć, jak człowiek. 

o swoich rozterkach i smutkach opowiedziałam pewnemu młodemu naukowcowi, który zajmował się robotyką. po kilku miesiącach moja rzeźba została przekonstruowana tak, iż mogła się ruszać jak człowiek. mogła wykonywać czynności jak człowiek. reagowała tylko na przekazywane jej gesty, lecz ja często mówiłam do niej. moja drewniana rzeźba mogła mnie więc objąć, mogła kiwać swoją przystojną głową i trzymać mnie za rękę. wiedziałam, że to zwykłe zaprogramowane gesty, ale podkochiwałam się w swoim zrealizowanym wytworze ze snów, który pod postacią prawdziwego człowieka zakradał się do moich snów coraz częściej. 

bezradność wobec niemożności ożywienia posągu spowodowała moje rozchorowanie się. anemia, zapalenie oskrzeli, płuc. wszelkie lekarstwa, które zazwyczaj pomagały, nie działały w moim wypadku. lekarze bezradnie kręcili głowami i odchodzili. będąc pewna swojego końca, poprosiłam o sprowadzenie robota. wytłumaczyłam mu, że umieram. miałam przy tym oczy pełne łez, trzymałam go mocno za wyrzeźbioną rękę. nic nie odpowiedział, nic nie rozumiał. jeszcze bardziej wówczas zaczęłam płakać, po czym zasnęłam.

śniło mi się, że wydobywam się z głębiny oceanu i wychodzę lekkim krokiem na łąkę pełną kwiatów. Gdy się obudziłam, zobaczyłam, że posąg leży obok mnie, nieruchomy jak skała. jego dłoń była zastygnięta w mojej dłoni. nade mną stali lekarze, kręcąc z niewiarę głowami. "pani dzieło oddało pani swoją energię życiową" - powiedzieli. a ja pomyślałam, że jednak moja rzeźba miała serce i być może kochała mnie tak samo, jak ja kochałam ją. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz